Bratysława po sąsiedzku

Bratysława – miasto widmo. Dlaczego? Bo tak rzadko się o nim mówi! Bez wątpienia stoi w cieniu Wiednia, który jest od niego oddalony o godzinę drogi. Być może to właśnie jest dobrym argumentem dla niewtajemniczonych, aby przy okazji podjechać do Bratysławy i mimowolnie się nią zachwycić?

Pomiędzy Bratysławą a Warszawą jest raptem 6-7 godzin drogi. Tę odległość można z powodzeniem pokonać autobusem tym bardziej, że jedzie on bezpośrednio ze stolicy do stolicy. Potrafiący szukać okazji mają szansę przejechać się tam w dwie strony za 60 zł, bo i takie oferty udało mi się znaleźć. Czy nie warto wybrać się do Bratysławy choćby na kawę? Przysiąść gdzieś przy kawiarnianym stoliczku, aby posmakować dobrego trunku przysłuchując się języka słowackiego dobiegającego do nas z każdej strony? Warto, i tak też uczyniłam.

W pewnym momencie spostrzegłam, że Bratysława przypomina mi nieco Warszawę. Jest tak samo zabytkowa oraz niemal identycznie współczesna. Te dwa style biją się tu o uwagę mieszkańców, którzy jednak wydają się już nie zauważać tej różnorodności, czyli znowu jak w naszej sielskiej stolicy. Nie mam żadnego ustalonego modelu zwiedzania, ale jeśli zaczniemy podróż po Bratysławie od starówki, to dobry początek i uczta dla miłośników historycznej architektury. Kościół św. Elżbiety zwany Niebieskim, ze względu na swój charakterystyczny kolor; XVIII wieczny Pałac Prymasowski gdzie podpisano pokój między Austrią i Francją; Brama Michalska czy Ratusz – to wszystko zachwyca swoją różnorodnością i bogactwem oraz starością.

Co mnie zawsze urzeka w europejskich stolicach (i nie tylko)? Dziwaczni jegomoście, którzy stabilnie przytwierdzeni są do kamiennego bruku lub na zawsze przysiadają do ławek, z których samodzielnie nie zdołają się już odkleić. Mówię tu o pomnikach, sylwetkach, których w  Bratysławie nie brakuje. Spotkałam więc zabawnego żołnierza w napoleońskim kapeluszu, ale także Pięknego Ignasia – dobrodusznego człowieka legendę, który do tej pory rozdaje uśmiechy. Najbardziej spodobał mi się jednak najsłynniejszy kanalarz na świecie, który ukradkiem wyłania się ze studzienki na na ulicy Pańskiej. To symbol miasta, przy którym postawiono nawet znak z angielskim napisem: „Man at work”. W stolicy Słowacji spotykamy wiele historycznych kamienic, aczkolwiek nie zabraknie tu też budynków, którym blisko do ruiny. Nie jest to dla mnie jakiś wielce zaskakujący widok, a raczej urok historycznej Europy, która wiele już przeszła i wiele pamięta. Zjawiając się na Starówce nad ranem poczujemy się tam nieco osamotnieni, aczkolwiek Bratysława prędzej czy później się obudzi, a poznamy to po gwarze na tutejszych, przemiłych uliczkach i zapachach dobiegających z restauracji. Nie mogę nie wspomnieć o słynnym Bratysławskim Zamku, którego można zobaczyć tylko z daleka, ale jednak warto wstąpić tam na dłuższe zwiedzanie, jeśli tylko starczy nam czasu, bo ten w Bratysławie płynie nadzwyczaj szybko.

 

 

Dodaj komentarz